sobota, 23 sierpnia 2008

Jaisalmer



Po Shimli pojechalismy na jedna noc do Delhi aby potem dostac sie do Jaisalmeru. Podzroz miala trwac 19h, ale ostatecznie trwala..chyba z 23h, dalismy rade jednak. Okazalo sie ze 2 klasa klimatyzowana w Indiach daje rade i spokojnie mozna sie wyspac. Nie ma przedzialow ale sa kotarki, ktore wystarczaja w zupelnosci.

POCIAG
W naszym tak zwanym przedziale bylo 2 panow, ktorzy byli bardzo ciekawi co u nas, w Polsce i ogolnie 1000 pytan do. Podczas swoich pytan potrafili beknac nawet, po tej przerwie nastepowala kontynuacja tematu. Jak poszlu spac bylo ju tylko gorzej, traktor to standard do tego glosno powietrze zatruwali...dobrze ze byla klimatyzacja hehe. Jaisalmer to obszar pustynny wiec pociag przejezdzal przez obszary gdzie NIC nie bylo. W koncu na miejscu, podzwonilismy do hoteli do tego zagarnal nas Pan w pociagi i pojechalismy do Hotelu GREEN jeepem, standardowo bylo nas wiecej wiec chlopcy siedzieli razem z przodu, ale chyba nie byli mega niezadowoleni bo to moze 1km byl.

HOTEL
poznalismy polakow z Poznania, wiec zjedlismy sobie razem obiadek w rastauracji, na gorze, hotelu- fajny widoczek na fort. Wykupilismy w hotelu 2 dniowe safari. Nastepnie udalismy sie na zakupy, bo na pustynie lepiej miec odpowiedni sprzet. Kazdy kupil sobie komplecik ciuszkow. Na poczatku chcieli 750 rupi w koncu na 300 sie utargowalismy, wiec nie bylo tragedi. 15zl mozna czasami za stroj zaplacic(byle nie za czesto!:P). Wieczorem jeszcze pozwiedzac troszke fort poszlismy , zdjecia porobic, zjedlismy cos i trzeba bylo sie odkazic. Kolega z Poznania uchowal jeszcze gdzies Smirnoffa=)

SAFARI
6.30- pobudka! - CIEZKA SPRAWA
spakowalismy sie jakosc, ubralismy nasze nowo nabyte ciuszki, i wyruszylismy. Przed zawiazali nam turban na glowie-za 1 rupi ONLY(caly czas to sluchac jak mowa o cenach) i wyruszylismy.
Poczatek na jeepie, potem CAMELE. Bylo fajnie...o 12 lunch. Usadowili nas pod jakims drzewem i zaczeli robic amu. Bylo tak goroca ze prawie kazdy poszedl spac. W koncu siedzielismy pod tym drzewem z jakis 3 h, bo bylo bardzo cieplo nie robiac nic. Lunch skladal sie z herbaty(czaj) oraz ichniego chleba(nan) plus hmm ja nazwalabym to cukinia. Pod drzewem kolega Marcin mial kryzys i juz sie zastanawial jak tu wrocic do hotelu, ale w koncu fielflady chyba go ujely i jednak wyruszylismy dalej.
Wsiasc na camela ponownie nie bylo za przyjemne. Wszystko juz nas bolalo, ale HOP i juz jestesmy na gorze, ruszamy. Slonce tak mocno grzalo, ze jak pod koniec wreszcie dotarlismy do pustyni, bo wczesniej nasza trasa jak sep wygladala to kazdy z nas byl tak spieczony jak rak, milo dlugich ubran.
PUSTYNIA sama w sobie bardzo fajna. Foty porobilismy bardzo przyjemne. Zachod byl super!
Naszymi ukochanymi zwierzetami poczely byc zuczki, transportujace WIELBLADZIE BOBKI. Byly wszedzie...bleee
Zjedlismy i poszlismy spac...chyba kolo 22 juz. Bylismy juz tak oblepieni piachem ze ciezko bylo zasnac, przynajmniej mi. Do tego w spiworze strasznie goraca, bez dosc wietrznie i zuczki z kupami wszedzie. Warto jednak bylo sie polozyc bo niebo przepiekne!

Rano wstalismy i swierdzilismy ze chyba powoli koniec naszego SAFARI:P, fajnie bylo ale jednak fo domu czas. Jechalismy jakies 2h i przyjechal jeep. AMEN. Po wielbladzie boli nas....wszystko i jednak nie polecaly 2dniowego safari. MAx jeden dzionek heheh

~~kasia

1 komentarz:

Unknown pisze...

Giorgio:D miales dzwonic, a Ty sie po safari rozbijasz:D dobre foty. pozdro!Zbychu