Wydostalismy sie z Dharamsali autobusem...10h do Shimli. Noca. Nigdy wiecej. W Shimli zaczelo sie opd tego ze lalo. Nie mielismy hotelu bo nie bylo jej w planach, wiec trzeba bylo maszerowac. Mnie pierszy raz zlapala choroba...ale bylo troszke hoteli na drodze wiec dalam rade:P. Znalezlismy finalnie hotel gdzies wysoko, chlopcy pomogli mi wniesc plecak, bo dziewczyna ogolnie...sie nie czula:). Nastepnego dnia chorobowo chlopcy do mnie dolaczyli, ale juz chyba jest z nami OK, mamy nadzieje, bo dzis przed nami 10h do Delhi, znowu autpobusem hehe. Wczoraj po specyfiku wybralismy sie na FILM INDYJSKI "singh is a kinng" wytrzymalismy tylko 1,5h nic nie rozumiejac:P ale byl FAN. Dzis trip maly i wycieczka do swiatyni malp, lekko bylam przerazona, ale jakos juz po. Fot jest troszke wiec bedzie co wspominac. Zapomnialabym wspomniec ze bylismy dzis z najlepszej restauracji w miescie i zaplacilismy za obiad po 15zl z cieplac vodka podana w szklance na koniec:)
~~
kasia
Gringo Summer opowieść
13 lat temu
2 komentarze:
ja tu padam czytajac to Kasiu ale widze ze bedziesz miala co opowiadac i pokazywac jak sie spotkamy na graduation. Mam nadzieje ze oczyszczony organizm juz funkcjonuje:) 3maj sie tam cieplo:) pozdr Agata
hehe no co zrobic, takie zycie:P
Prześlij komentarz